< WRÓĆ
IT Pandemia

czyli: Co Covid Nam zrobił?
Luźna konkluzja o branży IT.

Początek pandemii znanej jako Cov-19, to tak naprawdę marzec 2020. Nagle wszyscy dowiedzieliśmy się, że jakiś wirus zabija i lepiej siedzieć w domu i nigdzie się nie ruszać. Nagle, podejrzani o nosicielstwo okazali się nasi znajomi z pracy, że szkoły, z czasem też okazało się, że zarazić się można również od osób przypadkowo spotykanych w autobusie, metrze czy na spacerze. Pojawiło się natychmiast mnóstwo tematów powiązanych:

  • Jak pracować nie wychodząc z domu?
  • Jak się uczyć z domu?
  • Jak robić zakupy, pozostając w domu?


Praca

Specyficzna branża, w jakiej pracuję od lat opiera się na pracy online. Nie sposób bowiem “robić internetów” poza Internetem. W tej branży linia produkcyjna, to właśnie JAKIEŚ rozwiązanie online. Czy to na serwerze deweloperskim, czy w chmurze. Zdaję sobie sprawę jednak, że niewiele branż ma taką specyfikę pracy. Nie da się uprawiać murarki, czy rybołówstwa w Internecie. W dalszych słowach odniosę się jednak głównie (choć nie tylko) do branży, bo o niej jest ten tekst.

Oczywiście wiele przedsiębiorstw wytwarzających oprogramowanie (w uproszczeniu) internetowe, mimo wszystko do tej pory bazowało na zespołach programistycznych pracujących na miejscu, ramię w ramię w jednym wielkim open-space, lub w kilku pomieszczeniach, jednak pracownicy fizycznie przychodzili do pracy w określonych godzinach, spotykali się twarzą w twarz, w korporacyjnej kuchni na kawie, czy wychodząc razem na lunch.

Funkcjonowały wtedy również szeroko pojęte pakiety socjalne, jak możliwość korzystania z siłowni albo pływalni na koszt pracodawcy, czy chociażby wyśmiewane w internetach “owocowe wtorki” gdzie wjeżdżał do kuchni kosz pełen owoców dla pracowników. W ten sposób buduje się więzi między pracownikami, zacieśnia identyfikację z teamem a w rezultacie - zwiększa się zaangażowanie pracownika w “misję” firmy.

To już raczej nie wróci w formie, w jakiej funkcjonowało do tej pory, jednak do dziś obserwuję ogłoszenia w których pracodawca ma nadzieję, że już niedługo temat pandemii minie i mimo wszystko oferuje dodatek do pensji w postaci karnetu na siłownię. Karnety na siłownię zostają niekiedy zamieniane na pakiety prywatnej opieki medycznej. Niezależnie jednak, czy nagle okaże się, że zagrożenie minie, mocno wątpię, by było jak kiedyś i że pracownicy wrócą do biurek.

Dlaczego?

Przyczyny są co najmniej dwie:

Z jednej strony nasze zaufanie do niezależnych, odgórnych czynników mocno zmalało. Niezależnych od nas samych i naszych przyjaciół lub rodzin. Zaufanie zarówno do prostych rzeczy, jak komunikacja miejska, przemieszczanie się, jak i do rządów, regulacji prawnych i choćby niezawodności dostaw kawy do biura.

Z drugiej strony to przyzwyczajenie (mocne słowo).
Okazało się nagle, że można pracować zdalnie, praca ta jest nie mniej efektywna, odchodzi nam kilka zmartwień, jak koszty dojazdu do pracy, a przybywa nam czasu związanego z tymże dojazdem. Terapia szokowa, bo sytuacja, choć z początku wydawała się wręcz nie do opanowania, okazała się dla wielu ludzi z branży, jedynie niewielką zmianą.

W pracy jednak, nie tylko linia produkcyjna jest istotna.

Dla przykładu piszący te słowa, pracował przed pandemią w firmie, która korzystała bardzo chętnie i w szerokim zakresie z rozwiązań chmurowych do zarządzania samą firmą.

Zarówno dokumenty firmowe, projektowe, jak i system zarządzania zadaniami jeszcze w czasie pracy “w korpo” przechowywane były w chmurze, dostępne z dowolnego miejsca na ziemi pod warunkiem posiadania dostępu do sieci. W firmach, jak opisywana niewiele się więc zmieniło pod względem zarządzania przedsiębiorstwem, zadaniami i ludźmi. Oczywiście w zależności od wielkości firmy i branży poziom przydatności takich rozwiązań jest mocno zróżnicowany:

GUS - Dane za 2020

ilustracja - źródło GUS

Jestem głęboko przekonany, że ci właściciele firm, którzy do tej pory musieli być na miejscu, w firmie, patrzeć na dłonie swoich pracowników, kontrolować ich poczynania fizycznie, z czasem przekonali się, lub przekonają o tym, że rozwiązania sieciowe nie są gorsze. Zaraza wymusiła na nich znalezienie wyjścia na efektywną komunikację wewnątrz firmy, a także z klientami. Znaleźli, spróbowali, przywykli a z czasem (i to niedługim) uznają inne rozwiązania za mało efektywne. Tu odwrotu nie ma.

Na sytuacji postanowili skorzystać też wielcy gracze. W obliczu konieczności przeniesienia przez przedsiębiorców dokumentacji do sieci, korporacje udostępniające rozwiązania chmurowe postanowiły podnieść poprzeczkę. Za przykład może posłużyć Google, które właśnie teraz wprowadza nowe zasady przechowywania zdjęć i dokumentów online. Dotychczas darmowa przestrzeń w Google Drive może bowiem okazać się zbyt mała, gdy pomniejszymy ją o zdjęcia przechowywane do tej pory w chmurze, czy kopie zapasowe danych z naszych telefonów i urządzeń opartych na systemach Google Android. Jest na to gotowe rozwiązanie - rozszerzenie przestrzeni dyskowej w systemie abonamentowym. Nie budzi to już nawet naszego oburzenia, gdyż spróbowaliśmy tego rozwiązania, okazało się ono szalenie wygodne, a cena 10 dolarów miesięcznie za taką wygodę, nie wydaje się wygórowana. Czas pokaże jaki będzie kolejny krok...

Nauka

OK, pierwsze podejście do nauczania zdalnego, to było pasmo porażek. Tu mocno zawiodło zarówno przygotowanie szkół do tego zadania, wykładowcy nie wyedukowani w dziedzinie Internetu, ale również brak gotowych rozwiązań technicznych, pozwalających na prowadzenie zajęć zdalnych, a także materiałów edukacyjnych przystosowanych do prezentacji w sieci.

Druga fala pandemii, choć nastąpiła kilka miesięcy później, nie przyniosła spektakularnych zmian, głównie z uwagi na to, że sądziliśmy wówczas, że nauka zdalna to rozwiązanie temporalne. Byliśmy wówczas przekonani, że nie potrwa to długo i znów wrócimy do systemu nauczania w szkole, w klasach, jak do tej pory. Szybko okazało się jednak, że z planowanych kilku tygodni “na przeczekanie” zrobiło się kilka miesięcy, głównie z uwagi na nieprzewidywalność i nieobliczalność samej pandemii.

Dziś już wiemy, że sytuacja może się przeciągnąć i potrwać nawet kilka lat. Technologia jednak zdaje się podążać za trendem. Przybywa rozwiązań technicznych, które ułatwiają zarówno naukę zdalną, jak i przeprowadzanie egzaminów online. Pozostaje jeszcze niechęć samych uczniów do tego rozwiązania, oraz (a może przede wszystkim) w wielu przypadkach braki lokalowe i finansowe w rodzinach, gdzie uczy się np trójka dzieci i nie każde ma swój pokój i swój osobisty komputer.

Nie zmienia to jednak mojego przekonania, że o ile dziwiłem się dwadzieścia pięć lat temu, gdy mój wykładowca na uczelni technicznej umieszczał materiały do nauki w sieci (wtedy popularny były serwisy siliconvalley i yahoo) o tyle dziś dziwi mnie, że nawet młodzi wykładowcy i nauczyciele mają z tym nadal problem. Okazuje się bowiem, że uczniowie w tej materii mają więcej do powiedzenia niż ich dotychczasowi mentorzy. Próby wkradnięcia się ciała pedagogicznego w struktury online, które uczniowie zbudowali, kończą się fiaskiem i wynika to głównie z braku znajomości specyfiki Internetu, oraz samych technologii cyfrowych. Czas na zmiany, szkoło!

Zakupy

To dziedzina w której, moim zdaniem, zmieniło się (i jeszcze zmieni) najwięcej. Podczas gdy przed pandemią wiele osób darzyło zakupy online brakiem zaufania, stopniowo zmieniali oni zdanie, gdy zostali na takie zakupy skazani. Początkowy brak przekonania, że handel w sieci może być wygodny, przerodził się (głównie dzięki temu, że wiele marek postawiło na to rozwiązanie) w euforię zakupową.

Według Głównego Urzędu Statystycznego Ilość osób kupujących przez Internet towary lub usługi do użytku prywatnego w ciągu ostatnich 12 miesięcy Wzrosła z 53,9 do niemal 61%. To najwyższy wzrost w ciągu ostatnich 5 lat (!!!), pomimo, że nie mówimy o branży raczkującej, ani żadnej nowince technologicznej!

Zachęcam do lektury publikacji pod tytułem: Społeczeństwo informacyjne w Polsce w 2020 roku.

GUS - zakupy online w 2020ilustracja - żródło - GUS

Wielu sceptycznie nastawionych klientów zauważyło, że zakupy w sieci często wiążą się z niższymi cenami za artykuły, które do tej pory kupowali w sklepach stacjonarnych. Czas, który wcześniej przeznaczali oni na fizyczny dojazd do sklepu, można obecnie spożytkować na pogłębione poznanie produktu, towarów konkurencyjnych, a niekiedy również na poznanie wcześniej nie znanych sobie marek. No właśnie…

Marki, które nie posiadały do tej pory sklepów fizycznych a istniały już w internecie, znane były jedynie konsumentom, którzy do tej pory robili zakupy online. Dla tych producentów, pandemia okazała się istnym wybuchem popularności w porównaniu do poprzedniego okresu. To samo odnosi się dużych platform zakupowych, jak Allegro, Aliexpress, czy Ebay, które istnieją przecież od dawna.

Powstają też nowe brandy. Przedsiębiorcy mali i duzi postanowili skorzystać z zwiększonego zainteresowania zakupami online i uruchomić własne biznesy oparte na sprzedaży w sieci. Początkowo nie wydaje się to trudnym przedsięwzięciem. Nie brakuje przecież gotowych rozwiązań typu e-commerce, jak chociażby WooCommerce, Shopper, czy Shoplo. Dostawcy rozwiązań serwerowych również korzystają na sytuacji i atakują nas z wszystkich stron reklamami typu: Uruchom swój sklep w 5 minut. Myślimy więc: czemu by nie spróbować?

Z uwagi na rozległość problematyki, rozwinę ten temat w kolejnym tekście, dziś jednak chcę pokusić się o subiektywne podsumowanie, że cieszy mnie niezmiernie że rośnie konkurencja na rynku online. Nie tylko w branży IT, ale przede wszystkim w handlu online. I choć wielcy gracze nie zamierzają stracić na nowej sytuacji, o tyle powstawanie nowych brandów budzi nadzieję, że ten rynek będzie nadal wzrastać, a jakość oferowanych towarów i usług jedynie wzrośnie z uwagi na konkurencję i naturalny odsiew.

Podsumowanie jest jednak takie, że:

NIC już nie będzie jak dawniej.
Przynajmniej w branży IT - nie będzie.

Spróbowaliśmy - zasmakowało.

oraz co najważniejsze:
Nie da się tego odzobaczyć!

© Michał Krüger | kompu.net 02.2021